Już od dawna to nie ja decyduję, dokąd lecę. Decydują cenowe okazje. Tak było i tym razem. Wycieczka do Genewy, jak większość moich wycieczek, była wycieczką nieplanowaną.
Lot z Warszawy do Genewy upolowałem dzięki nałożeniu się dwóch okazji – Szalonej Środy w LOT oraz promocyjnej akcji airfasttickets.de (obecnie nie funkcjonuje). Dzięki kodom zniżkowym cenę końcową udało mi się obniżyć o 45 euro. Ostateczna cena wyniosła śmieszne 15 euro za lot w dwie strony (około 64zł).
Dzięki kolejnej promocji, tym razem na amerykańskim odpowiedniku strony – airfasttickets.com (również już nie funkcjonuje), ‘dokupiłem’ sobie lot z Krakowa do Warszawy oraz bilet powrotny na tej trasie. Dokupiłem to może nieodpowiednie słowo, bo nie zapłaciłem za bilety ani grosza (wartość kodu zniżkowego przekroczyła cenę biletu). W rezultacie skomponowałem 4-odcinkowy lot na trzech rezerwacjach.
Mimo nastawionego budzika na 5 rano, wstaję tuż przed ósmą, trochę zły na siebie zaczynam się pakować. Około 11 muszę być już na lotnisku, więc nie mam zbyt wiele czasu. Omawiam jeszcze z moim przyszłym gospodarzem gdzie i o której mam być i ruszam w podróż.Samochód zostawiam na parkingu przy lotnisku. Za 3 dni, nie rezerwując wcześniej postoju, powinienem zapłacić około 24zł, ostatecznie płacę 20zł. Miejsce warto jednak zarezerwować z wyprzedzeniem, bo moje było jednym z ostatnich wolnych. W cenie postoju oferowany jest darmowy transfer na lotnisko, z którego korzystam.
Wszystkie formalności z parkowaniem i dojazd na lotnisko potrwały dużo krócej niż się spodziewałem, dlatego też na lotnisku jestem chwilę przed planowanym wcześniej przyjazdem. Nie mam niestety przy sobie jeszcze żadnych franków, ale kantor na lotnisku w Balicach znacząco zniechęca do wymiany walut. Postanawiam, że franki zdobędę już na miejscu.
Lot do Warszawy odbywa się na Embraerze ERJ-175, zajmuję swoje miejsce i startujemy z 15 minutowym opóźnieniem, by za 35 minut wylądować na warszawskim Okęciu.
Na lotnisku w Warszawie ląduję kilka minut po rozkładowym czasie. Kolejny samolot mam o 16:30, więc czas spędzam na spacerze po lotnisku, na którym ostatnio bywam coraz częściej. Kupuję prezent – alkohol dla mojego gospodarza. Lecę poza Unię Europejską, toteż cena alkoholu jest znacznie niższa niż gdybym leciał lotem wewnątrzunijnym. Na pół godziny przed planowanym odlotem stawiam się przy odpowiedniej bramce, samolot znowu jest opóźniony o około 15 minut. Tym razem lecimy nieco mniejszym Embraerem ERJ-170. Dziwnym trafem, podczas odprawy online, system zajął dodatkowo miejsce obok mnie, na którym ostatecznie nikt nie siedział – mogłem spokojnie rozłożyć się na obu miejscach. Przesypiam większość lotu.


Po wylądowaniu w Genewie, przy odbiorze bagażu, warto odebrać z automatu darmowy bilet na komunikację miejską i pociąg, uprawniający nas do poruszania się wyżej wymienionymi środkami transportu przez 80 minut. Bilet jednorazowy w Genewie kosztuje 3,5 CHF. Jest to miłe zaskoczenie już od samego początku pobytu w tym szwajcarskim mieście. Pech chciał, że na mój pociąg do Geneve Cornavin (główna stacja kolejowa w mieście) muszę czekać ponad 40 minut. Normalnie pociągi kursują co około 20-30 minut. Dojeżdżam na dworzec i od razu przesiadam się w tramwaj w okolice mieszkania mojego gospodarza.
Emmanuel, bo tak miał na imię, pracował tego dnia do 23, opisał mi bardzo dokładnie wszystkie kroki, które muszę przedsięwziąć, by dostać się do jego mieszkania. Czułem się trochę jak dzieciak grający w podchody. Najpierw znaleźć budynek, potem odpowiednią klatkę schodową, odnaleźć skrupulatnie ukryty klucz do mieszkania, wyjść na odpowiednie piętro i otworzyć drzwi. W mieszkaniu byłem dość późno – po 21. Postanowiłem, że przejdę się po okolicy i zaplanuję jutrzejszy dzień. Chwilę przed północą przychodzi Emmanuel, rozmawiamy jeszcze do późna i umawiamy się, że jutrzejsze śniadanie zjemy na mieście, bo musi wykorzystać już parę dni przeterminowane kupony.